Advertisement

Main Ad

Vallentuna i kamienie runiczne

Zaczynam odkrywać okolice Sztokholmu. Większość informacji znalezionych w internecie poleca wybrać się na wycieczkę po archipelagu sztokholmskim (zamierzam, ale gdy zrobi się cieplej), do Uppsali czy po różnych okolicznych zamkach. Ale ja miałam ochotę na co innego. Patrząc na mapę i szukając czegoś ciekawego na jednodniowy wypad ze Sztokholmu, wybrałam Vallentunę. I muszę przyznać, że to był strzał w dziesiątkę!
Vallentuna to niewielkie miasteczko położone ok. 25 km od Sztokholmu. I co ważne - można tam dojechać na bilecie SL, więc nie trzeba dopłacać za transport. Pociągi (Roslagsbanan - linia 27) z Östra station (tuż naprzeciwko stacji metra Tekniska Högskolan) kursują co 15 minut, a cała podróż trwa może ze 30 minut. Brzmiało to lepiej niż dobrze, więc zamiast wybrać się na kolejny spacer po Sztokholmie, zdecydowałam się wsiąść do pociągu i odpocząć w małym i spokojnym miasteczku.
Vallentuna przywitała mnie wiosną i wszechobecnym zapachem kwiatów. Nie miałam żadnego specjalnego planu na zwiedzanie, poza wizytą w miejscowym kościele, więc po prostu spacerowałam po okolicy, ciesząc się słoneczną pogodą.
Zatrzymałam się na dłuższą chwilę przed ciekawym i nowoczesnym budynkiem biblioteki miejskiej, będącym również siedzibą domu kultury. Jako że budynek ten był otwarty, zajrzałam do środka i odkryłam, że są tam też mapy i informatory turystyczne do wzięcia. Ze znalezionej tam ulotki dowiedziałam się, że Vallentuna znajduje się na szlaku kamieni runicznych Wikingów, a jeden z nich można znaleźć właśnie w tym kościele, który zamierzałam odwiedzić.
Posiłkując się mapą zdobytą w bibliotece, skierowałam się do kościoła. Okolica była piękna, pełna kwiatów, małych i kolorowych domków, a co więcej - niemalże pusta. Oprócz kilku osób z psami, nie napotkałam na swej drodze nikogo.
Po kilkuminutowym spacerze dotarłam do kościoła. Szybko zauważyłam grupkę elegancko ubranych ludzi przed nim i wyglądało na to, że właśnie zaczynała się tam uroczystość ślubna... Poczułam się rozczarowana, bo naprawdę chciałam zobaczyć kościół w środku. W międzyczasie zapoznałam się z tabliczką informacyjną i dowiedziałam się, że kościół wybudowano w XII wieku, jednakże na przestrzeni lat był wielokrotnie przebudowywany, a jego wnętrze pochodzi w większości z pierwszej połowy XX wieku.
Skoro nie mogłam wejść do środka, zaczęłam spacerować wokół kościoła. Za budynkiem znajduje się jeden z najsłynniejszych kamieni runicznych w tej okolicy. A dlaczego taki sławny? Ponieważ jest zapisany z obu stron, a nie tylko z jednej. Inskrypcje zostały wykonane w połowie XI wieku, jednakże nieznana jest pierwotna lokalizacja kamienia.
Na pierwszej stronie (A) znajduje się tekst, który może zostać przetłumaczony jako "Jarlabanki wzniósł ten kamień ku swojej pamięci, za swojego życia. Sam zarządzał całym Tábýr. Niech Bóg pomoże jego duchowi.", które były najpopularniejszymi słowami na tzw. Kamieniach Runicznych Jarlabanke. Tekst na stronie B jest nieco inny i mówi: "Jarlabanki wzniósł ten kamień ku swojej pamięci, za swojego życia, i utworzył to miejsce zgromadzeń i sam przewodził całej Setce". Sam Jarlabanke był kimś na kształt przywódcy grupy stu osób, budowniczym mostów i dróg i - co krzyże na kamieniach zdają się potwierdzać - już chrześcijaninem. 
Zdecydowałam się zaczekać, aż ślub się skończy, więc po prostu spacerowałam po okolicy. Kościół jest otoczony przez cmentarz i muszę to przyznać - podobają mi się szwedzkie cmentarze. Przypominają nieco parki, pełne drzew i kwiatów, bez wielkich grobów, a jedynie z płytami nagrobnymi. Co więcej, większość z nich jest pięknie zdobiona.
Prz kościele znajdują się starsze groby, jednak cmentarz rozciąga się na znacznie większym obszarze. Spacerując spokojnie dookoła, nawet nie czułam mijającego czasu.
Myślę, że zawsze najbardziej poruszające są groby dzieci. Niemożliwe do niezauważenia, bo pokryte wieloma zabawkami... Kiedy opuszczałam cmentarz, zobaczyłam też medal zawieszony na płocie: "världens bästa farfar" - "najlepszy dziadek świata"...
Jako że pogoda była piękna, a nikt jeszcze nie wyszedł z kościoła, skierowałam się do jeziorka za cmentarzem. Jezioro, o bardzo oryginalnej nazwie jezioro Vallentuna, zajmuje obszar 5,78 kilometrów kwadratowych i ma 5 metrów głębokości.
W końcu ludzie zaczęli wychodzić z kościoła, więc wybrałam inną ścieżkę z powrotem i wreszcie mogłam zobaczyć ten stary budynek w środku. :)
Jak wiele szwedzkich kościołów, także i ten w Vallentunie ma bardzo proste wnętrze. To stąd pochodzi też tzw. "najstarsza książka Szwecji" - kalendarz z 1198 r., który obecnie znajduje się w Muzeum Historycznym, jednak w kościele możemy zobaczyć, jak on wyglądał, a także przeczytać krótką informację na jego temat.
Po tej ceremonii ślubnej byłam w kościele całkiem sama, więc mogłam go spokojnie zwiedzać, zwracając uwagę na wszystkie szczegóły. Spodobały mi się łódki pełniące rolę świeczników oraz duże herby.
Po jakimś czasie spędzonym w kościele, wróciłam nad brzeg jeziorka. Jego część w pobliżu kościoła wchodzi w skład rezerwatu przyrody Kyrkviken.
Zamiast wracać do Vallentuny, zdecydowałam się na spacer wzdłuż brzegu jeziora i skierowałam się do wcześniejszej stacji kolejowej. Ścieżka biegnie pomiędzy piękną, zieloną okolicą a główną ulicą, na szczęście podczas weekendu nie mijało mnie za wiele samochodów.
Kiedy dotarłam do stacji Bällsta, pierwsze, co zauważyłam, to domy wzdłuż ulicy. Musi być chyba jakaś regulacja odnośnie ich wyglądu, bo wszystkie są właściwie takie same.
Na szczęście dalej ludzie mogli sobie pozwolić na odrobinę kreatywności, więc i ich domy są bardziej oryginalne ;). Zdecydowałam się pospacerować trochę po okolicy, jako że mapka wskazywała kolejne kamienie runiczne w pobliżu.
By dotrzeć do kamieni runicznych, należy zejść z ulicy i podążać ścieżką przez las. Na szczęście są odpowiednie oznakowania i znalezienie właściwego miejsca zajęło mi tylko kilka minut.
I oto jest Arkils tingstad. Miejsce zgromadzenia Arkil. Jego pozostałości to nie tylko dwa kamienie runiczne, ale także kamienna formacja przed nimi, stworzona przez klan Skålhamra. Miejsce zgromadzeń powstało na początku XI wieku, zaś kamienie runiczne są odrobinę starsze, jednak również datowane na XI wiek.
Kamienie runiczne, wyryte przez osobę nazywaną Gunnar, mówią nam o powstaniu zgromadzenia na tym obszarze oraz o żałobie Gyríðr po śmierci jej męża. Mapa wskazuje w okolicach Sztokholmu znacznie więcej kamieni runicznych, więc myślę, że jeszcze sporo wypraw w ich poszukiwaniu przede mną ;).
Ale na jeden dzień tyle mi wystarczyło, zwłaszcza, że taki krótki spacer okazał się ok. 10-kilometrową trasą. Więc wróciłam do Sztokholmu, myśląc, że takie odkrywanie jego okolic jest znacznie ciekawsze od samego łażenia po mieście ;).

Prześlij komentarz

2 Komentarze