Advertisement

Main Ad

"Po Grecji" albo "Dlaczego już nie jeżdżę na wycieczki zorganizowane?"

W ciągu ostatnich kilku lat jeździłam tylko na takie wycieczki, które organizowałam sama lub z kilkoma osobami. Na ostatnią w pełni zorganizowaną (lub raczej: w pełni niezorganizowaną) wycieczkę pojechałam pod koniec liceum i skutecznie zniechęciło mnie to do dalszych wypraw tego typu. Wycieczka była zorganizowana przez mojego nauczyciela geografii, który pracował równocześnie w biurze podróży i dzięki tej współpracy organizował wycieczki szkolne w ramach wyjazdów z biura podróży. Były one tanie - za ponad tydzień w Grecji (bez wyżywienia), transport i ubezpieczenie - ok. 700 zł. Ponadto większość uczestników stanowili uczniowie liceum, większość jeszcze niepełnoletnia, więc biuro mogło być pewne, że większość nie będzie narzekała na niespełnienie wszystkich warunków wyjazdu. Ja również nie narzekałam, choć teraz zachowałabym się zupełnie inaczej, ale cóż, uczymy się na błędach. Więc pozwólcie się zabrać na wycieczkę... niezorganizowaną ;).
Zatrzymaliśmy się w Kokkino Nero - małym miasteczku na wybrzeżu tesalskim. Podróż busem tam trwała ponad 30 godzin, wliczając w to kontrole graniczne, dotarliśmy na miejsce wcześnie rano  i musieliśmy czekać kilka godzin, by dostać klucze do mieszkań. Jako że byliśmy młodzi i pełni energii - nawet po tak długiej podróży - nie chcieliśmy po prostu siedzieć i czekać, więc poszliśmy na plażę.
Mieszkania stanowiły pierwszy z problemów. Mieliśmy mieszkać w dwuosobowych pokojach z małą łazienką, ale jakoś... nie wystarczyło pokoi. Ale kogo to obchodzi? Nastolatki mogą złączyć łóżka i spać w kilka osób w małych mieszkaniach. Po krótkiej dyskusji, kto będzie mieszkał z kim, zostawiliśmy nasze rzeczy w pokojach, przebraliśmy się w stroje kąpielowe i poszliśmy do morza ;). Plaża była kamienista, więc za kilka euro kupiliśmy specjalne buty, by wejść do wody bez kaleczenia stóp o kamienie i jeżowce.
Jako że w Kokkino Nero nie było właściwie nic do zwiedzania, organizatorzy naszej wycieczki szybko wynaleźli małe lokalne biuro podróży, organizujące wycieczki po Grecji. Większość z nich kosztowała ok. 40 euro, ale już nie pamiętam, czy obejmowało to też bilety wstępu do zabytków. Pierwszą wycieczką, na jaką pojechaliśmy, były Ateny - jako że oba miasta dzieli spora odległość, autokary były podstawiane w środku nocy, byśmy mogli dotrzeć do Aten nad ranem, zatrzymując się po drodze w porcie Piraeus. Nasz przewodnik zdecydował, by zacząć zwiedzanie od Akropolu, zanim zrobi się gorąco. To była bardzo dobra decyzja - był koniec czerwca i chociaż była zaledwie 9-10 rano, temperatury na słonecznym wzgórzu wynosiły około 40 stopni.
Było kompletnie niemożliwym zrobienie dobrego zdjęcia Partenonu. Otoczony rusztowaniami ze wszystkich stron nie wyglądał tak okazale, jak się tego spodziewałam. Dodatkowo stary aparat cyfrowy, który miałam w Grecji, posiadał bardzo słabą baterię - po około 20-30 zdjęciach padała. Więc wyobraźcie sobie wyjazd z czymś takim na całodniową wycieczkę do miasta w stylu Aten, gdzie wszędzie wokół jest milion obiektów do fotografowania.
Widok z Akropolu - gdzie stare spotyka nowe. Tutaj można zobaczyć pozostałości po Teatrze Dionizosa.
Kolejny widok z Akropolu - tym razem Świątynia Hefajstosa. Tak bardzo chciałam do niej pójść (i do wieeeelu innych miejsc też), jako że jest w naprawdę dobrym stanie, ale wycieczka była bardzo krótka i nie mieliśmy zbyt wiele wolnego czasu, którego nie wystarczyło nawet na spacer po mieście, skoro po południu musieliśmy już wracać do Kokkino Nero (które było około 400 kilometrów dalej).
Zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza - elitarną gwardię prezydencką tworzą ewzoni i można ich zobaczyć na zdjęciu w ich tradycyjnych mundurach. Jak i w wielu innych miastach, w Atenach zmianach warty stała się popularną atrakcją turystyczną.
W drodze powrotnej do Kokkino Nero zatrzymaliśmy się w Termopilach, w pobliżu miejsca sławnej bitwy. Grecy postawili tam w 1955 roku pomnik Leonidasa ze słowami 'Molon labe' - 'Chodź i weź'. Słowa te miał wypowiedzieć spartański król Leonidas do perskiego króla Kserksesa, po tym jak ten drugi nakazał Spartanom złożyć broń.
W szkole uwielbiałam historię starożytną i postój w Termopilach na zaledwie kilka minut, by zrobić zdjęcia, nie był wystarczający. Chciałabym kiedyś wybrać się na wycieczkę po Grecji, po prostu odkrywając te wszystkie dobrze znane z lekcji historii miejsca.. Zakładam, że na taką wycieczkę potrzebowałabym miesięcy :P.
W drodze na naszą kolejną wycieczkę zatrzymaliśmy się w Dolinie Tempe, przez którą przebiega jedna z głównych dróg Grecji, znana (w negatywny sposób) z wielu zdarzających się tam wypadków. Dolina jest naprawdę piękna, ale niestety mieliśmy tam tylko krótki przystanek w drodze do głównego celu tego dnia, którym była...
Meteora. Najważniejszy z obowiązkowych punktów Grecji, przynajmniej dla mnie. Nie będę tu znów narzekać, że wycieczka była za krótka (bo była) i że nie mogłam zobaczyć tyle, ile chciałam, bo przynajmniej tutaj przewodnik wpadł na to, że zwiedzanie Meteory byłoby pozbawione sensu bez wejścia na górę, by zobaczyć choć jeden z klasztorów.
Zespół klasztorów zbudowanych na masywach skalnych z piaskowca, jest wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. I jest bezkonkurencyjnie jednym z najwspanialszych miejsc, jakie widziałam w życiu. Słaby aparat, którym dysponowałam, nie był w stanie oddać nawet połowy piękna tego miejsca, ale bądźmy szczerzy, żadne zdjęcie nie ukaże w pełni czegoś tak niesamowitego - zwłaszcza, że do części klasztorów nie prowadzi żadna droga i wszystkie potrzebne rzeczy są wciągane na górę w koszach na linie.
Tam, gdzie są turyści, rozkręca się też biznes. W pobliżu Meteory można znaleźć wiele sklepów z pamiątkami oraz... ikonami.
Ateny i Meteora to były jedyne wycieczki, na jakie pojechałam podczas mojej greckiej wyprawy. Jako że była ona "zorganizowana", a my nie byliśmy dorośli, nie mogliśmy jeździć na własną rękę po okolicy. Dlatego też większość czasu spędziliśmy kąpiąc się w morzu, opalając się na plaży i spacerując po Kokkino Nero. Dobry sposób na wypoczynek, mniej dobry, jeśli chciałoby się zwiedzić jak najwięcej ;). Cóż, przynajmniej mam tę pewność, że Grecja jest wciąż na mojej liście "tam pojadę" ;).
W drodze powrotnej do Polski, plan wycieczki z biura podróży zakładał punkt: "Zwiedzanie Salonik". Bardzo się z tego powodu ucieszyłam, jako że to drugie co do wielkości miasto w Grecji ma wiele ciekawych zabytków. Ale tu przyszło największe rozczarowanie, jako że autokar zatrzymał się nad Zatoką Salonicką, w miejscu, gdzie właściwie nic nie było... Powiedziano nam, że mamy 30 minut czasu wolnego, a potem kontynuujemy trasę do Polski. Cóż, nie zwiedziliśmy tam nic i nazwanie czegoś takiego "zwiedzaniem miasta" w programie wycieczki jest czymś, o co na pewno kłóciłabym się dziś z biurem podróży. Jako nieśmiała nastolatka byłam po prostu rozczarowana... i obiecałam sobie nigdy więcej nie jechać na wycieczkę zorganizowaną ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze