Advertisement

Main Ad

To musi być kraj idealny

Dziś zapraszam na kolejny post z serii pt. Klub Polki na Obczyźnie przedstawia. Dla Klubu pisałam już o Szwecji dwa razy - najpierw było to TOP5 moich ulubionych miejsc w Szwecji, a potem 8 rzeczy, do których nigdy się tu nie przyzwyczaję. Dziś przedstawiam Wam projekt pt. Mój kraj idealny, nieco z przymrużeniem oka. Bo tak naprawdę daleko mi do tego, by Szwecję za swój kraj idealny uznać... zresztą z biegiem lat przestałam wierzyć w świętego Mikołaja, szwedzkie prognozy pogody czy istnienie państwa idealnego. Za to nigdy jeszcze nie spotkałam narodu tak święcie przekonanego, że ich kraj jest perfekcyjny, jak Szwedzi ;).
Gdybym miała generalizować, powiedziałabym, że Szwecję idealizują dwie grupy osób. Pierwsza to imigranci, którym wcześniej życie dało w kość - z różnych powodów. Może to kobiety z krajów, gdzie kobiety praw żadnych nie mają, a tu Szwecja otworzyła przed nimi tyle możliwości. Może ludzie z obszarów ogarniętych wojną, którzy tutaj w końcu mogą wieść spokojne życie. Ale może też i zwykły Kowalski, któremu po prostu w Polsce było źle z różnych powodów, a tu w tej Szwecji i zarobki lepsze, i ludzie się w życie nie wtrącają, a i taka ładna okolica... Po prostu - tam było źle, tu jest dobrze, czujemy się jak w raju. I jestem w stanie to zrozumieć, choć sama czegoś takiego nie doświadczyłam.
Ale druga grupa tę Szwecję idealizująca mocno mnie rozbraja. Bo tą grupą są sami Szwedzi. I nie mam tu na myśli zwykłego chwalenia swego kraju, bo to akurat uważam za normalne i bardzo mnie boli, że Polacy jeszcze się tego nie nauczyli w takiej mierze jak wiele innych narodów. Gdy jakiś obcokrajowiec pyta mnie o mój kraj, to zachwalam Polskę z całego serca, zachęcam do wyjazdu w Tatry czy do Lublina (a jak!), a nic nie napawa mnie taką dumą jak usłyszane potem "Byłem w Polsce i jestem zachwycony - to tak piękny i niedoceniony kraj!" :). Ale wiecie jak to jest... Zapytaj przeciętnego Polaka o Polskę, a usłyszysz narzekanie na politykę, służbę zdrowia i wszystko inne. Zapytaj przeciętnego Szweda o Szwecję, a usłyszysz o pięknych krajobrazach, znanych osobach, zorzach polarnych i bułeczkach cynamonowych. I o ile na tym etapie to brzmi pięknie, to niestety większość znanych mi Szwedów ma przeogromną tendencję do zachwalania swojego kraju w sposób niemalże absurdalny, ale do tego dojdę za chwilę. Bo widzicie, problem polega na tym, że ja nie emigrowałam wcale w poszukiwaniu kraju idealnego, lepszego miejsca do życia czy coś. Mi się w Polsce naprawdę dobrze żyło i wciąż uważam, że jest wiele rzeczy, które wolę w Polsce niż w Szwecji (i vice versa, oczywiście). Chciałam emigrować, najpierw myśląc gdzieś o Australii i tych okolicach, bo lubię wyzwania i chciałam spróbować czegoś nowego. Szwecję wybrałam tylko dlatego, że przeniósł się tu mój ex - gdyby on dostał się wtedy na doktorat w Wielkiej Brytanii, Luksemburgu czy Chorwacji, to byłabym teraz pewnie w Wielkiej Brytanii, Luksemburgu czy Chorwacji. A gdy związek się rozpadł, postanowiłam tu jeszcze chwilę zostać ze względu na całkiem dobre warunki i fajną atmosferę w pracy. Ot cała filozofia, sama z siebie Szwecji bym nie wybrała. I na każdym kroku spotykam się z kompletnym brakiem zrozumienia w stosunku do tego toku myślenia. Przecież przeprowadziłaś się tutaj, więc to musi być twój kraj idealny!
Z założenia staram się nie krytykować tego, co mi się w Szwecji nie podoba. Tak jak wchodząc do czyjegoś mieszkania, nie krytykuję jego wystroju, tak mieszkając w Szwecji, Szwedom na życie tutaj nie narzekam. Jestem tu gościem i po prostu uważam, że nie wypada. Gdy mam czegoś dość, rozmawiam z innymi imigrantami albo dzwonię do Polski, by pogadać - tak jest łatwiej. Zresztą nie oszukujmy się, Szwecja ma naprawdę wiele zalet. Kraj jest przepiękny, z turystycznego widzenia polecam go każdemu z całego serca. Warunki pracy są nieporównywalne do czegokolwiek innego, co dane mi było poznać. Tyle urlopu, ten work-life balance rozwinięty do perfekcji, szacunek do pracy i pracownika, możliwość pracy z domu (gdzie z domu może oznaczać też Polskę, jakbym chciała odwiedzić rodzinę na tydzień czy dwa, no problem) i pensja - nawet na niskich stanowiskach - pozwalająca na godne życie. To ma ogromne znaczenie, przecież właśnie dlatego w tej Szwecji zostałam. I nie znam ludzi tak dobrych i bezinteresownie pomocnych jak Szwedzi. To trochę przez to mają też teraz wiele problemów z imigrantami, tak sobie myślę... Chcieliby pomóc wszystkim i od razu, tylko pomysłu na to zabrakło. Lubię tutaj to zorganizowanie wszystkiego (Ordnung muss sein ;) ), ile spraw da się załatwić przez internet czy telefon. A do tego po angielsku. I właśnie o tym wszystkim mówię, gdy znajomi Szwedzi pytają się mnie, co myślę o ich kraju :). No ale czasem się zdarzy, że ktoś zapyta bardziej szczegółowo o moją opinię na temat czegoś, co akurat mi w Szwecji nie pasuje - np. jedzenie, służbę zdrowia czy brak pralek w mieszkaniach. Jestem prostym człowiekiem ;) - wychodzę z założenia, że zadający pytanie chce na to pytanie uzyskać szczerą odpowiedź. Że mam prawo czegoś nie lubić i nie powinnam być natrętnie przekonywana do zmiany swojej opinii. Tylko tak jakoś wyszło, że chyba nie znam też drugiego takiego narodu, który tak bardzo nie potrafi znieść jakiejkolwiek krytyki. I tak, wiem, uogólniam teraz. Są Szwedzi, którzy potrafią znieść konstruktywną krytykę. Ba, nawet sama takich znam. Aż dwóch.
Jakoś na samym początku mojego pobytu w Szwecji wybrałam się na fikę - sami Szwedzi i ja Polka. Z czystej ludzkiej ciekawości zapytałam o tradycyjną kuchnię szwedzką, bo w sumie jakoś jak się przejdę po centrum jakiegoś szwedzkiego miasta, to wszędzie kuchnie azjatyckie, meksykańskie, włoskie, greckie... no wszystkie, poza szwedzką. Więc mając wtedy wokół siebie samych Szwedów chciałam się dowiedzieć czegoś więcej. Wcześniej obiły mi się o uszy tylko klopsiki, a te akurat to co drugi kraj uważa za swoją narodową potrawę. Po wysłuchaniu wykładu pt. "inne kraje nie mają pojęcia, czym są prawdziwe klopsiki", dostałam odpowiedź "śledź i bułeczki cynamonowe". No dobra, ale mimo wszystko - śledź to przekąska, a kanelbulle to tylko deser, słodycz. Siedziało wokół mnie pewnie z 10 osób, ale żadna nie była w stanie podać mi przykładu jakiegoś normalnego dania. Za to zostałam wręcz zarzucona argumentami, dlaczego bułeczki cynamonowe są lepsze od jakiegokolwiek dania na świecie, że szwedzka kuchnia jest tak dobra, że klopsiki dostanie się w każdej jadłodajni, więc nie ma potrzeby zakładania lokalnych restauracji i w ogóle przecież to powinno być oczywiste. Może nawet nie istnieje coś takiego jak tradycyjna kuchnia szwedzka, ale nie przeszkadza to w niczym, by była ona najlepsza na świecie ;). Od tej pory wyjeżdżając gdziekolwiek, podrzucam tym znajomym poniższy obrazek... ;)
Nie lubię szwedzkiego piwa. Nie lubię i już, jest dla mnie zupełnie bezsmakowe. Sporo moich szwedzkich znajomych w ogóle piwa nie pija i często się droczę z nimi, że to w sumie nic dziwnego, biorąc pod uwagę smak lokalnych trunków. Oni się wtedy nabijają z Polaków, wódki i ogólnie jest wesoło ;). Ale raz mi się zdarzyło rozmawiać z jednym z kolegów z pracy i temat właśnie zszedł na piwo. Gdy ośmieliłam się wspomnieć, że za szwedzkim nie przepadam, usłyszałam monolog pt. "No tak, ale te wstrętne czeskie to lubisz, tak? W ogóle nie masz gustu. Pewnie tutaj chodziłaś tylko po najgorszych spelunach i piłaś byle co rozcieńczone z wodą, a najlepszych jak X czy Y nie znasz. Co, znasz? I nie smakowały, co to ma niby być?" i to trwało dobrych parę minut, w tonie, który uznałam za bardzo atakujący. Gdy przy tym wszystkim wzruszyłam ramionami i stwierdziłam, że i tak szwedzkiego piwa nie lubię, kolega odwrócił się w kierunku komputera ze słowami "w sumie, ja też go nie lubię". Szczęka opadła mi niemal do podłogi... to po co był ten monolog? Dla obrony dobrego imienia szwedzkiego piwa w świecie, serio? Wciąż w alkoholowym temacie - inny znajomy zjechał mnie kiedyś od stóp do głów za skrytykowanie idei Systembolagetów. I nie to, że jakoś wybitnie na to narzekałam - po prostu stwierdziłam, że dorośli ludzie chyba sami umieją się kontrolować. Kolega bronił Systembolagetów z uporem godnym słusznej sprawy, nie zapominając przy tym o złośliwych komentarzach o znaczeniu alkoholu we wschodniej Europie. Kilka dni później ten sam kolega zaproponował rejs promem, by poimprezować, upić się na pokładzie na maksa i zrobić zapasy alkoholowe w wolnocłówce. No co, trzeba sobie jakoś radzić, nie?
Na tutejszą służbę zdrowia narzekają wszyscy równo. Gdy robią to Szwedzi - jest ok, gdy imigranci - nagle każdy Szwed stanie w jej obronie, zachwalając, co się tylko da. Gdy narzekasz jesienią na ciemność i deszcz, usłyszysz tylko "mamy za to najpiękniejsze lato!". Cokolwiek ci nie pasuje, Szwedzi ci udowodnią, że nie masz racji. W końcu to kraj idealny! No i, broń Boże, nie rozmawiaj o polityce. Akurat od tego tematu trzymam się z daleka, po co się denerwować. Zwłaszcza, gdy temat staje się tak drażliwy, że krąży wokół polityki migracyjnej. Bo Szwedzi nie są głupi, nie podoba im się to, że ta polityka migracyjna jest taka nieogarnięta, że się wpuszcza wszystkich bez sprawdzenia. To od Szweda usłyszałam, że dobrze, że do domu latam z małego lotniska, bo nie powinno być tak zagrożone jak główne międzynarodowe. Wiadomo, żeby poruszyć takie tematy, musimy być w mniejszej grupie - znać się i ufać na tyle, by znikła poprawność polityczna, która nakazuje wszystkim chwalić szwedzkie otwarte granice. W takiej sytuacji nagle większość znanych mi Szwedów nie popiera dawania pieniędzy rumuńskim żebrakom, przyjmowania tylu uchodźców czy dawania im takich zasiłków. Ci sami Szwedzi są w stanie następnego dnia - zaprzeczając samym sobie - bronić z pełnym zapałem polityki imigracyjnej swojego rządu. Tylko dlatego, że ktoś inny wspomni, iż Szwecja chyba nie ma pomysłu na tę imigrację. 
Ostatnio chłopak Agnieszki wspomniał, że nas, Polaków, ze Szwedami całkiem sporo łączy - na przykład to, że oba nasze narody są tak samo dwulicowe. Tylko to, co dla Polaka jest dwulicowością i nieszczerością, dla Szweda nosi nazwę poprawność polityczna. A to, że ten poprawny politycznie Szwed będzie na głos całym sercem wspierał kobiety (feminizm, równouprawnienie i te sprawy...), by zmęczonej koleżance w pracy rzucić: "coś taka marudna, jakby cię nikt od dawna porządnie nie przeleciał?", to cóż, bywa. Kolega w pracy opowiadający, że zabrał swoje dzieci na paradę Pride, by im pokazać to otwarte społeczeństwo ("w końcu geje to jak ludzie, nie?" - skwitowane wybuchem śmiechu całego szwedzkiego towarzystwa). "No i tam stali też rodzice homoseksualistów z tablicami, że są dumni ze swych dzieci. Więc powiedziałem swoim, że jak coś, to ja też tak dla nich wyjdę." - "Po tym jak je zabijesz, nie? Hahaha". Tak mniej więcej wyglądają poprawne politycznie rozmowy, gdy Szwedzi czują się dobrze w towarzystwie. I żeby nie było - jestem przekonana, że jak coś, to ten facet naprawdę by stanął za swoimi dziećmi murem, pełna tolerancja. Ale w niczym nie przeszkadza mu to w rzucaniu niewybrednych dowcipów o gejach, murzynach, Arabach... a nie, Arabowie to jednak temat tabu :P.
Czasem ciekawi mnie jakie komentarze czy dowcipy o Polakach krążą w pracy za moimi plecami. Cóż, nigdy się pewnie nie dowiem ;). W naszym nordyckim dziale jedynymi nie-Szwedami jesteśmy ja i kolega Norweg. Może właśnie dlatego natychmiast się zgadaliśmy i polubiliśmy. Niby jedna Skandynawia, ale Norweg jest jednak znacznie bardziej otwarty i szczery od reszty szwedzkiego towarzystwa. A że znamy się już trochę, lubimy i mamy podobne poczucie humoru, to często sobie dogryzamy. Raz wychodzimy z grupowego zebrania i na odchodne rzucamy parę złośliwych komentarzy. Zatrzymuje mnie szef z pytaniem, dlaczego mu to powiedziałam. Odpowiadam szczerze, że ot, żarty, przyjacielska złośliwość. Okazało się, że to nie sama złośliwość zdziwiła mojego szefa, ale "dlaczego nie poczekałaś, aż odejdzie tak, by nie mógł cię usłyszeć, zanim to powiedziałaś?". Właśnie dlatego - chciałam, by mnie usłyszał, by mógł się odgryźć i pośmiać. Rzucanie złośliwymi komentarzami za plecami to cios poniżej pasa. Szef popatrzył na mnie bez zrozumienia i skomentował to krótkim "aha". Rozmawiałam o tym potem z Norwegiem i usłyszałam tylko: "Czego ty oczekujesz? To Szwedzi. Oni zawsze obgadują za plecami. Gdybyś tylko wiedziała, co mówią na mój temat". Tak się składa, że wiem - od dłuższego czasu tylko ja i koleżanka bronimy Norwega przed wszystkimi złośliwymi komentarzami za jego plecami. Dlatego też ciągle się zastanawiam, co się o mnie mówi za moimi plecami. Ale tego to się nie dowiem - w końcu twarzą w twarz Szwedzi zawsze będą mili, przyjacielscy i pomocni.
Więc cóż, nie wszystko mi się w tej Szwecji podoba. Ale jednak przemieszkałam tu już 2 lata (a nawet 2,5 licząc też Malmö) i przynajmniej do końca tego roku wyjechać stąd nie planuję (ale potem już tak - nie potrzebuje ktoś controllera finansowego gdzieś w Australii? ;) ). Lubię tę pracę, te widoki, tę wodę wszędzie wokół i zieleń za każdym zakrętem. Lubię fikę i łososia i to, że mimo wszystko na tych moich Szwedów mogę liczyć zawsze i wszędzie. Że jak uśmiecham się do ludzi, to oni mi odpowiadają uśmiechem.
No i te pralnie w piwnicach, Systembolagety, słońce zachodzące po 14 w zimie, najlepszą kuchnię na świecie, najbardziej otwartych ludzi, najlepszą politykę migracyjną, najlepsze piwo, no wszystko po prostu naj... W końcu to kraj idealny, prawda? ;)

I przy okazji zaprezentowałam Wam moją kolekcję szwedzkich magnesów, żeby nie zanudzić Was ciągłym tekstem takiej długości ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze