Advertisement

Main Ad

Staż AIESEC - szansa czy wykorzystywanie?

[ Źródło ]
Cześć! Jestem Gabi i odbyłam 1,5-roczny staż w Sztokholmie w ramach AIESECa. W sumie mogę powiedzieć, że to była całkiem niezła decyzja, choć swego czasu sporo na nią narzekałam ;). Firma, w której pracuję, co roku przyjmuje kilkadziesiąt osób na taki staż do oddziałów w różnych krajach, wiele z tych osób miałam okazję całkiem dobrze poznać. Na spotkaniach AIESECa w Sztokholmie poznałam też kilku praktykantów z innych firm w Szwecji. Do tego niektórzy moi znajomi odbyli staż i gdzie indziej, często poza Europą. Miałam możliwość obserwowania, jak to wszystko wygląda, choć nigdy nie przyszło mi do głowy, by o tym pisać. Jednak kilka dni temu, podczas rozmowy z kolegą z pracy, który z AIESECiem nigdy nie miał nic wspólnego, doszłam do wniosku, że tych przemyśleń mi się trochę nazbierało. Efektem jest dzisiejszy wpis. Wpis, w którym nie uniknę czasem generalizowania, za co przepraszam - jednak zdecydowanie ułatwi mi to część podsumowań ;). Wpis, w którym dzielę się nie tylko swoimi doświadczeniami. Więc jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad stażem zagranicznym w ramach AIESECa, zapraszam do lektury ;).


Wśród stażystów łatwo zaobserwować dwa główne kierunki wyjazdów: kraje egzotyczne (często poza Europą) oraz kraje wysoko rozwinięte (Europa Zachodnia, USA, Australia). Wśród tych pierwszych dominują oferty w państwach azjatyckich, gdzie co rusz potrzebują nauczycieli angielskiego, oraz w Ameryce Południowej - tutaj zakres ofert jest znacznie większy, choć często wymogiem jest znajomość hiszpańskiego. Na takie praktyki szczególnie chętni są Europejczycy, którzy kilkumiesięczny pobyt na innym kontynencie często traktują jako niesamowitą przygodę. I w ogóle im się nie dziwię, bo sama coś takiego rozważałam :). AIESEC pomaga załatwić wszystkie formalności, na miejscu pracy jest mniej lub więcej (w zależności od firmy i zawodu), ale czas wolny zawsze się znajdzie. A wszędzie wokół egzotyka! Nowe miejsca, nowi ludzie, nowe doświadczenia. Nie znam osoby (choć nie wątpię, że takie się też zdarzają), która wróciłaby z praktyk na innym kontynencie, żałując decyzji o wyjeździe :). Jednak nie sposób zauważyć jednego szczegółu - ogromna większość wraca do domu. AIESEC to niesamowita przygoda, świetny dodatek do CV, ale jednak fajnie potem wrócić do tej Europy i normalnego życia. Choć zapewne to normalne życie będzie potem pełne podróży, bo nie wyobrażam sobie, by ktoś, kto spróbował życia za granicą, mógł potem spokojnie usiedzieć na miejscu ;). 
[ Źródło ]
Trochę inaczej to wygląda w drugą stronę. Jeśli pojawiają się oferty w krajach wysoko rozwiniętych, zazwyczaj w dużych firmach i na stanowiska bardziej wyspecjalizowane, chętnych jest mnóstwo. Dla odmiany, o te pozycje zaciekle starają się osoby z państw biedniejszych - Ameryki Łacińskiej, Azji, Europy Wschodniej. Wystarczy spojrzeć na przekrój narodowościowy stażystów obecnych i byłych u nas w firmie: Brazylia, Peru, Wenezuela, Filipiny, Indie, Polska, Rumunia, Serbia, itp. itd. Ale na przykład jacyś Niemcy, Francuzi czy Australijczycy...? Nie spotkałam się, podczas gdy samych Brazylijczyków poznałam chyba z kilkunastu. I jeśli ich zapytacie, niewielu odpowie, że staż AIESEC to tylko fajna przygoda na kilka miesięcy. Dla nich praktyki to droga do kariery w Europie Zachodniej, nadzieja na stałe zatrudnienie w Szwecji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Holandii czy gdzie tylko zdarzyło im się wylądować. Bo powiedzmy sobie szczerze, taki Latynos czy Hindus u progu swojej kariery zawodowej (w końcu AIESEC to program dla studentów lub świeżych absolwentów), często nieznający nawet języka danego kraju, ma nikłe szanse na dostanie wizy i znalezienie pracy w zawodzie w Europie. Ale ten sam Hindus mieszkający w Sztokholmie od ponad roku, rozumiejący co nieco język, mający pozwolenie na pracę i potrzebne papiery, a do tego doświadczenie w szwedzkiej firmie... wygląda to już nieco inaczej dla potencjalnego pracodawcy, prawda? Naprawdę, ogromna większość poznanych przeze mnie stażystów, którym udało się wyrwać z własnych krajów, nie ma najmniejszej ochoty tam wracać. Są często w stanie zrobić wszystko, by tylko zostać w tej Europie Zachodniej. I cóż, pracodawcy to wiedzą...
[ Źródło ]
W większości dużych firm stażysta nie jest pełnoprawnym pracownikiem. Przedsiębiorstwa na stałe współpracujące z AIESECiem mają wypracowane standardowe zasady współpracy, umowę podpisuje się za pośrednictwem tej właśnie organizacji studenckiej. Na czym polegają różnice - kilka przykładów z mojego miejsca pracy:
- mniejszy wymiar dni urlopowych,
- brak pakietu benefitów (zniżki do siłowni, na transport, itp.),
- brak dodatku urlopowego za nadgodziny (nie mamy liczonych nadgodzin, ale zwykli pracownicy mają dodatkowe dni urlopowe za to, stażyści nie),
- w przypadku jakichkolwiek problemów w pracy, stażysta kontaktuje się z AIESECiem a nie działem HR (nie muszę chyba dodawać, że HR ma znacznie większe pole manewru?).
Do tego, oczywiście, pensja na odpowiednio niskim poziomie. I żeby była jasność, ja rozumiem, że stażystom się nigdzie nie płaci kokosów, że na praktyki AIESEC się jedzie dla zdobycia międzynarodowego doświadczenia i przeżycia fajnej przygody, a nie żeby oszczędzić miliony monet. Ale powiedzmy sobie szczerze, stażysta zarabia mniej więcej tyle, co sprzątaczka. A na wstępie wymagania są jakie są: płynny angielski i czasem do tego język kraju, do którego się przyjeżdża, ukończony licencjat, co najmniej trzy miesiące doświadczenia w zawodzie... Odnośnie tego ostatniego punktu, to w dużych firmach niemalże śmiech na sali. Przecież oni szukają młodszych specjalistów - analityków biznesowych, informatyków, marketingowców, controllerów... Ogromna większość praktykantów w międzynarodowych korporacjach w Europie Zachodniej to osoby, które mają już jakieś (zdecydowanie większe niż trzymiesięczne) doświadczenie zawodowe z kraju pochodzenia, często na wyższych stanowiskach niż to oferowane w ramach AIESECa. Jestem w stanie zrozumieć ich frustrację, bo samą mnie bolała zamiana stanowiska specjalisty finansowego w głównej siedzibie jednego z banków w Polsce na rolę stażysty z pensją sprzątacza w Sztokholmie...
[ Źródło ]
Jakiś czas temu rozmawiałam ze znajomą, która zamieniła Amerykę Południową na Europę Zachodnią. Jej staż w ramach AIESECa kończy się tej jesieni i pada pytanie, co dalej. Widać, że liczy na stałe zatrudnienie w firmie i robi wszystko, by być niezastąpioną. Pracuje do północy, czasem dłużej, jest w pełni dyspozycyjna podczas wakacji w domu, próbuje się włączyć w każdy możliwy projekt. Z pracy wraca zmęczona i sfrustrowana do współdzielonego mieszkania, bo na kawalerkę stażysty nie stać. I rzuciła mi: "Wiesz, Gabi, u siebie miałam wszystko. Własne mieszkanie, gdy tu wynajmuję pokój w dzielonym. Rodzinę i przyjaciół, gdy tu jestem sama. Słońce i ciepło, gdy europejska zima mnie dobija. Ale nie podobał mi się rynek pracy, że zarabiało się mało, pracowało się po godzinach i nie miało się żadnej pewności zatrudnienia. Więc przyjechałam do Europy i z pracą nie zmieniło się nic, za to nie mam mieszkania, rodziny, przyjaciół ani nawet stałej pogody cały rok. I dziwią mi się, gdy mówię, że tęsknię za domem i nie lubię Europy." Na szczęście aż tak skrajnych przypadków jak moja latynoska koleżanka dużo nie poznałam. Wszystko zależy od oczekiwań na starcie.

Wyjeżdżając na staż, musisz sobie zdawać sprawę, że:

1. Wyjeżdżasz na kilka miesięcy. AIESEC oferuje staże od 6 tygodni do 18 miesięcy i tego się trzymaj. Nie ma tak, że musisz dostać pracę po stażu, zostać w danym kraju, itp. Owszem, może się uda - jak nie w tej samej firmie, to nowo nabyte doświadczenie powinno pomóc zdobyć inną pracę w okolicy. Ale jedyne, co masz obiecane na starcie, to te kilka miesięcy. Znam przypadki osób, które prawie cały staż poświęciły na pracę, by się wykazać i zostać potem zatrudnionym na stałe. Myślały, że potem sobie na spokojnie poznają miasto, kraj, zaczną budować życie towarzyskie poza pracą... Ale staż się skończył i im podziękowano, musieli wracać do domu. Z poczuciem, że spędzili rok właściwie na trasie praca-dom i może mają fajny wpis w CV... ale czegoś tu brakuje, prawda? Chyba dlatego najbardziej się polubiłam z Latynosami, oni zdecydowanie bardziej żyją chwilą. Też zdarza im się pracować ponad miarę i marzyć o pozostaniu w Europie, ale są dużo bardziej otwarci na doświadczenia poza pracą. A takie doświadczenia to też ogromny plus wyjazdu w ramach AIESECa!
2. To tylko staż i będziesz otrzymywać pensję stażysty. Pogódź się z tym, że będziesz pracować tyle samo albo i więcej niż koledzy z działu za dużo niższą pensję. Pomyśl sobie, jak wyglądały twoje praktyki studenckie w Polsce (zakładając, że ci za nie płacono, co wcale niekoniecznie nawet musiało mieć miejsce...) i nastaw się na podobny poziom życia i możliwości za granicą. Jeśli jako stażysta w Krakowie musiałeś robić zakupy w Biedronce, nie oczekuj, że w Londynie będziesz jadał tylko w restauracjach. Jeśli w Warszawie stać cię było tylko na pokój na obrzeżach, dlaczego wierzysz, że w Sztokholmie wynajmiesz kawalerkę? Za granicą pieniądze nie leżą na ziemi, przykro mi. A jeśli jednak warunki okażą się lepsze, to zawsze będzie to miła niespodzianka ;).
3. Ze stażem jest jak ze zwykłą pracą - będą cię traktowali tak, jak na to pozwolisz. AIESECi zadziwiająco często mają uczucie, jakby złapali Pana Boga za nogi. Wiecie - wyjechałem do kraju X, dostałem pracę w światowej sławy firmie Y, czego więcej do szczęścia potrzeba? Sama też przez chwilę się tak cieszyłam, na szczęście szybko mi przeszło. Jednak sporo osób myśli tak przez cały czas, dlatego akceptuje mniejsze i większe nieprawidłowości. Jeśli coś jest nie tak, to można się po prostu przez kilka miesięcy przemęczyć, w dłuższej perspektywie warto. Coś wam powiem - ani w krótszej ani w dłuższej perspektywie nie warto się męczyć. Stażysta ma prawo zgłoszenia nieprawidłowości do komitetu AIESEC - słyszałam o przypadkach, gdy komitet stanął na wysokości zadania i chłopakowi załatwiono inny, lepszy staż. Poznałam też dziewczynę, którą AIESEC wręcz olał - "pół roku ci zostało, więc przetrzymasz z szefem - idiotą". Przetrzymać nie chciała, poszła od razu do głównego HR i firma sama przeniosła dziewczynę do innej grupy, a jej szefowi odebrano stanowisko managerskie. Po prostu rozpętała taką aferę, że nie dało się przejść obok tego obojętnie i bardzo jej w tym kibicowałam, bo jej szef naprawdę odwalał akcje, które nie powinny przechodzić w cywilizowanym kraju.
[ Źródło ]
Jako stażystka czasem musiałam robić nadgodziny - muszę to robić też jako regularny pracownik, bo po prostu takie są uroki pracy w finansach. W gorącym okresie pracuje się dużo, a potem w spokojniejszym czasie, wychodzi się wcześniej, odpoczywa. Obserwowałam mój zespół i starałam się dopasować do ich stylu pracy, szybko się z nimi zgrałam, a z niektórymi osobami dobrze dogadywaliśmy się też poza pracą. Jako stażystka dostawałam czasem niewdzięczne zadania, których nikt nie chciał robić, ale cóż - c'est la vie. Gdy podpisywałam stałą umowę o pracę, mój szef stwierdził, że mam dobry i zdrowy stosunek do pracy i to sobie cenią. Jednak gdy ja dostałam stałą posadę, trzeba było znaleźć AIESECa do pomocy z tym wszystkim, co ja wcześniej robiłam jako stażystka. Dziewczyna była mega ambitna, chciała wszystkich odciążyć, więc pracowała często po nocach. Miała milion nowych pomysłów, co i jak tu zmienić - takie podejście jest w cenie, jeśli przeprowadzi się zmiany z rozmysłem, a tu był problem. Ona miała już tyle na głowie, że zaczęła naskakiwać na resztę grupy, by w zmianach pomogli, ale oni sobie za bardzo cenili spokój i work-life balance, by spędzać wieczory w pracy dla zaspokojenia ambicji stażystki. Podobno udało jej się też skłócić całą grupę swoimi żądaniami. Jej staż dobiega niedługo końca i raczej go jej nie przedłużą, co do niej w ogóle nie dociera - przecież ona pracuje najwięcej, najciężej, a wszyscy się na nią uwzięli! Nie zrozumiała, że dbającym o życie prywatne Szwedom nie zaimponuje pracą po nocach, choć się z nią nie sprzeczali - jak chce, to niech sobie pracuje. Trochę mi jej szkoda, bo poza biurem to miła dziewczyna, a do tego ma ogromną wiedzę i doświadczenie w finansach. Byłaby naprawdę skarbem dla działu... gdyby tylko zechciała nim być.
[ Źródło ]
Ale czasem - dość często - zdarza się tak, że jest ta nić porozumienia. Zarówno stażysta, jak i pracodawca są ze współpracy zadowoleni. Bo duże firmy nie współpracują z AIESECiem dla tanich zaparzaczy kawy ;). Taki staż, umiejętnie wykorzystany, to możliwość zdobycia naprawdę świetnego doświadczenia - ja przez kilka pierwszych miesięcy praktyk w Sztokholmie nauczyłam się więcej niż przez 1,5 roku pracy w banku w Warszawie. Poznałam fajnych ludzi, zdobyłam doświadczenie i referencje. A na koniec nawet dostałam stałą posadę i w efekcie jestem tu już ponad trzy lata i bardzo podoba mi się perspektywa mojej dalszej kariery w tej firmie ;). Z punktu widzenia pracodawcy AIESEC zapewnia tanią i doświadczoną siłę roboczą - nawet do 1,5 roku. Czyli jeśli jest projekt krótkoterminowy, a potrzeba więcej ludzi - zgłasza się do AIESECa. Jeśli chce się awansować pracownika na stanowisko managerskie i potrzeba kogoś pod nim, zatrudnia się stażystę do pomocy i rozwoju departamentu, jak to ładnie brzmi. Jeśli ilość pracy nas przerasta, ale budżet nie pozwala na utworzenie nowego stanowiska, szukamy stażysty, by choć na ten rok zrzucić na kogoś część obowiązków - a nóż widelec za rok budżet się zwiększy i uda się zostawić tę osobę tanim kosztem? Bo zatrzymanie stażysty jest zawsze dużo tańsze niż szukanie zewnętrznego pracownika, w końcu wystarczy dać stałą umowę i parę procent podwyżki i już jest ok, prawda? ;) No i nie trzeba już szkolić. Międzynarodowe praktyki przynoszą korzyści obu stronom, w końcu w przeciwnym razie by się to nie kręciło. Więc jeśli macie okazję, zdecydowanie warto z niej skorzystać... na początku swojej drogi zawodowej. Bo wtedy będzie to świetna szansa na rozwój kariery. Ale nawet później, jeśli jesteście w stanie zrobić krok do tyłu, byleby tylko wyjechać do jakiegoś kraju, to czemu by nie? Wszystko jest dla ludzi, tylko czasem dobrze przemyśleć, na co się piszemy ;).

Prześlij komentarz

0 Komentarze